Bezsensowna zawziętość ludzka, fanatyczne podsycanie w sobie nienawiści, której źródła dawno już powysychały, idiotyczne szafowanie pojęciem „honoru", przesadny aż do absurdu przerost poczucia „własnej godności". Treścią jest ciągnący się przez dziesięciolecia „pojedynek" dwu napoleońskich huzarów, z których jeden pod presją fałszywie pojętego honoru ustawicznie zmusza do walki na śmierć i życie drugiego. Bezsensowne „prywatne walki" tych dwóch przeplatane są rozgrywkami „na najwyższym szczeblu" czyli bitwami kampanii napoleońskiej prowadzonej od Francji po Moskwę i z powrotem. Film jest piekną wizją malarską, plastyczną, daje wspaniały popis scenograficzno-kostiumologiczny.
Honor był wtedy na wyższej pozycji. Wieśniaki nie miały zdolności honorowej, więc nie mogli się pojedynkowwać. Dzięki temu niby źle pojętemu honorowi ludzie zachowywali się inaczej. Byli uprzejmi, ważyli słowa, oddawali należne honory, szanowali damy. Wszystko z prostego powodu: prostackie, nieuprzejme zachowanie prowadziło, do splamienia honoru i w konsekwencji do pojedynku. Lepiej trzymać ryja krótko, niż kłaść swoje życie na szali, nieprawdaż?
Gdzie wy widzicie tu nieuprzejme zachowanie i jakieś naruszenie honoru to ja nie wiem.
Oczywiście, że nie widzisz, ponieważ kobiety nie mają honoru tylko cześć. Mężczyzna oprócz swego honoru broni też czci kobiety. Zdaję sobie sprawę, że na tym etapie barbaryzacji społeczeństwa te pojęcia nie istnieją.
Może jestem przyzwyczajona do teatralnej gry aktorskiej, ale nie widziałam w tym filmie zobrazowanych żadnych silnych emocji. Postacie żyjące nudnym życiem, wręcz zblazowane; nie wiem, dlaczego wykonują konkretne czynności zapisane w scenariuszu, skoro ukazują odległe od nich odczucia. Jaki honor? Za co obraza? Jeśli w ogóle można rozpatrywać tu kategorię honoru za (nawet wyimaginowaną) obrazę, powinniśmy przejść obok niej obojętnie i żyć dalej swoim życiem. Bohaterowie to robią, a mimo to dopisuje im się kolejne pojedynki ku niczemu i za nic. Totalna rozbieżność. Zupełnie bez sensu.